Zapalka Na Zakrecie - Siesicka Krystyna (электронные книги бесплатно txt) 📗
– Chyba jednak zaczne od tego dnia, w ktorym po raz pierwszy zobaczylem Made! – zdecydowalem.
– Prosze cie bardzo! Sadze, ze to bedzie wlasciwy punkt wyjscia! Jaki to byl dzien?
Pamietam dobrze ten lipcowy poranek i poczatek opowiadania wydal mi sie nagle tak latwy, jak latwy byl prolog calej tej historii, zanim nie zaczalem jej gmatwac! Bo przeciez rzecz byla zwyczajna. Kolorowy parasol rozpiety nad kawiarnianym stolikiem i siedzaca pod nim dziewczyna. Plocienna spodniczka w bialo-zolte pasy. Wlosy sczesane nad jednym uchem i sciagniete czarna aksamitka, biala bluzka z trojkatnym wycieciem. Pamietam? Pamietam. Ale chociaz pochlonieta byla bez reszty rozmowa z cala gromada swoich przyjaciol, a ja bylem obcy, zupelnie na zewnatrz, z daleka, oddzielony od niej rzedem stolikow i twardym postanowieniem izolacji – przeciez juz wtedy wiedzialem, ze bede szukal tej dziewczyny, ze bede wypatrywac jej na kortach, na przystani, na ulicy, chocby tylko po to, aby na ulamek sekundy pochwycic spojrzenie czy usmiech, byc moze wcale nie dla mnie przeznaczony. I tak sie stalo. Krazylem po Osadzie, zagladalem do miejsc, w ktorych najczesciej skupiala sie mlodziez, wszystko po to, aby trafic na slad, pojsc nim i z daleka wpatrywac sie w smukla sylwetke dziewczyny. Kiedy wreszcie mnie dostrzegla, stanalem jak wryty w progu malej czytelni, bo w jej spojrzeniu bylo tak oczywiste, tak zle ukryte zainteresowanie, ze moglem podejsc do niej i powiedziec po prostu:
– Sluchaj, ja tez uwazam, ze nie mozemy sie minac!
Wtedy nie zdobylem sie na to, dopiero o wiele pozniej, na zakrecie ulicy Kwiatowej! I coz z tego? Potem i tak mijalismy sie co dzien, chociaz pozornie szlismy obok siebie. Czy to w ogole byla milosc? Chyba tak. Chyba w zadnym innym uczuciu ludzie nie mijaja sie tak czesto jak w tym. W gestwinie slow, gestow, spojrzen najtrudniej odnalezc te, ktore sa potrzebne.
– Czy zrozumiesz, jezeli ci to powiem?
Rzucilem to pytanie w ogromne daleko, ktore bylo teraz miedzy Mada a mna.
Nad ranem szczupla reka fakira lekko pogladzila moje ramie i starsza pani powiedziala z lagodnym usmiechem:
– Nie jestes zly, Marcinie… A wiec jednak wyjela z mojej kieszeni to, co tak bardzo chcialem w niej miec.