Tajemnica Gadajacej Czaszki - Hitchcock Alfred (читаем полную версию книг бесплатно .txt) 📗
– Dziekuje pani – powiedzial Jupiter. – Jestem pewien, ze policja go znajdzie.
Odlozyl sluchawke i popatrzyl na przyjaciol.
– Im dluzej sie nad tym zastanawiam, tym bardziej jestem przekonany, ze pieniadze sa w starym domu pani Miller, w jakiejs chytrej kryjowce. Jestem tez pewien, ze kufer zawiera jakas wskazowke.
– Nawet jesli zawiera, to i tak mam go dosyc! – krzyknal Pete. – Widzieliscie, co sie stalo z Maksymilianem Mistycznym. Teraz kufer wrocil do nas, a ja go wcale nie chce. Jest niebezpieczny. Niech inspektor Reynolds sam szuka tych wskazowek.
– Hmm, obiecalismy inspektorowi wspolprace – zadecydowal Jupiter. – Powinnismy wiec chyba zawiezc mu ten kufer. Zadzwonie, zeby go uprzedzic o naszym przyjezdzie.
Chwile potem polaczyl sie z komenda policji.
– Biuro inspektora Reynoldsa, porucznik Carter przy aparacie – odezwal sie szorstki nieznany glos.
– Mowi Jupiter Jones. Czy moge rozmawiac z inspektorem Reynoldsem?
– Szef bedzie dopiero jutro – odparl sucho porucznik Carter. – Zadzwon jeszcze raz.
– Ale to moze byc wazne. Widzi pan, chyba odnalezlismy wskazowke, ktora…
– Daj spokoj, dzieciaku! – przerwal mu zniecierpliwiony porucznik Carter. – Jestem bardzo zajety i nie zamierzam wysluchiwac jakichs niestworzonych historii. Moze szef pozwala ci czasem na zabawe w policje, ale osobiscie uwazam, ze dzieciaki takie jak ty powinno byc widac, ale nie slychac.
– Ale inspektor prosil, zebym…
– Wyjasnij to z nim jutro! Musze konczyc! – Rozlegl sie trzask rzuconej sluchawki.
Jupiter tez odlozyl sluchawke i popatrzyl zmieszany na Boba i Pete'a.
– Cos mi mowi, ze porucznik Carter nas nie lubi – odezwal sie Pete.
– On chyba nie lubi nikogo, a zwlaszcza dzieci – dodal Bob.
– Wielu doroslych mysli podobnie – westchnal Jupiter. – Uwazaja, ze jestesmy za mlodzi, by miec rozsadne pomysly. A w rzeczywistosci nasze wnioski sa czesto trafniejsze dzieki temu, ze mamy swiezsze spojrzenie na pewne sprawy. Wyglada na to, ze kufer mozemy dostarczyc inspektorowi dopiero jutro… a nawet pozniej, bo jutro jest niedziela. Moze bedziemy musieli poczekac az do poniedzialku. Proponuje wiec, abysmy jeszcze raz przejrzeli jego zawartosc. A nuz trafimy na wskazowke, o ktorej mowil Sokrates.
– Mam dosyc tego kufra – stwierdzil stanowczo Pete. – Mam dosyc Sokratesa. Nie chce, zeby do mnie mowil.
– Nie wydaje mi sie, zeby jeszcze raz do nas przemowil – odparl Jupiter. – On chyba unika bezposrednich rozmow. Poprzednio rozmawial ze mna w ciemnym pokoju, a teraz z glebi kufra, nigdy bezposrednio.
– Powiedzial “buuu!” do twojej ciotki – przypomnial Bob.
– Tak. Tego nie umiem wyjasnic – przyznal Jupiter. – Sluchajcie, a moze by tak otworzyc kufer i sprawdzic, czy cos z niego nie zginelo?
Przeczolgali sie z powrotem Tunelem Drugim i otworzyli kufer. Wygladal tak, jak go zostawili. Sokrates lezal w rogu owiniety w stary aksamit. List wciaz znajdowal sie pod wysciolka na dnie.
Jupiter wyjal Sokratesa, odwinal go i wraz z podstawka z kosci sloniowej umiescil na starej maszynie drukarskiej. Nastepnie wydobyl list.
– Przeczytajmy go jeszcze raz – zaproponowal. Wszyscy trzej pochylili sie nad listem. Jak poprzednio, wydawal sie calkiem niewinny.
Szpital Wiezienia Stanowego, 17 lipca
Drogi Guliwerze,
Tylko kilka slow od twojego starego kumpla i towarzysza z celi wieziennej, Spike'a Neely'ego. Jestem w szpitalu i wyglada na to, ze moje dni sa policzone.
Mam ich przed soba moze piec, moze trzy tygodnie, a moze nawet dwa miesiace. Lekarze nie sa pewni. W kazdym razie nadeszla pora pozegnania.
Jesli bedziesz kiedys w Chicago, zajrzyj do mojego kuzyna Danny'ego Streeta. Pozdrow go ode mnie. Chcialbym ci jeszcze wiele powiedziec, ale nie moge.
Twoj przyjaciel
Spike
– Jesli jest tu ukryta jakas wskazowka, to ja, niestety, jej nie widze – mruknal Jupiter. – Ciekawe, czy… czekajcie! Znalazlem cos! Spojrzcie!
Podal Bobowi list wraz z koperta.
– Widzisz, czego nie zauwazylismy?
– Czego nie zauwazylismy? – powtorzyl Bob zdumiony. – Ja nie widze niczego specjalnego, Jupe.
– Znaczki na kopercie! – powiedzial Jupiter. – W poszukiwaniu ukrytej wiadomosci nie zajrzelismy pod znaczki!
Bob przyjrzal sie uwazniej znaczkom: pierwszy za dwa centy, a drugi za cztery. Ten za cztery centy mial uciety jeden rog. Bob przesunal po nich palcami i mina calkiem mu sie zmienila.
– Jupe! – krzyknal. – Masz racje! Pod jednym znaczkiem cos jest. Ten za cztery centy z ucietym rogiem wydaje sie grubszy niz ten za dwa.
Pete tez przesunal palcem po znaczkach i skinal glowa. Znaczek za cztery centy byl odrobine grubszy. Nie bylo tego widac na oko, chyba ze patrzylo sie z bardzo bliska.
– Chodzmy do Kwatery Glownej, Odkleimy znaczki i zobaczymy, co tam jest! – krzyknal Bob.
Znow przeczolgali sie tunelem i w pare minut zagotowali wode w malym czajniku. Jupiter przytrzymal koperte nad para, az znaczki same odpadly. I wtedy az krzyknal z wrazenia.
– Patrzcie! Pod spodem jest jeszcze jeden znaczek – zielony, jednocentowy!
– To dziwne – zmarszczyl czolo Bob. – Co to ma oznaczac, Jupe?
– Ja ci powiem, co to ma oznaczac – wtracil sie Pete. – Nie ma w tym nic tajemniczego. Nie pamietasz, ze w czasie, kiedy ten list zostal nadany, cena znaczkow wzrosla o jednego centa? Spike Neely prawdopodobnie przykleil najpierw znaczek za centa, potem uswiadomil sobie, ze to za malo, i dokleil jeszcze jeden za dwa centy. A na jednocentowy przykleil ten za cztery.
– O rany! To by sie zgadzalo – przyznal Bob. – Jupe, Pete chyba trafil w dziesiatke.
– Nie bylbym taki pewien.
Jupiter z posepna mina wpatrywal sie w zielony znaczek. Potem delikatnie odkleil go od koperty.
– Pod spodem moze byc cos napisane – powiedzial.
– Nic – stwierdzil Bob, kiedy odwrocili znaczek. – Na zadnym znaczku nic nie ma. I co teraz, Jupe?
– To zbyt niezwykle, aby bylo przypadkowe – odparl Jupiter, marszczac brwi. – To musi cos oznaczac.
– Ale co? – zapytal Pete.
– Bede teraz glosno myslal – zapowiedzial Jupiter. – Spike wiedzial, ze list bedzie ocenzurowany. Dedukuje wiec, iz posluzyl sie znaczkami do przeslania wiadomosci. Przykleil jeden znaczek na drugi tak starannie, zeby nikt sie nie zorientowal. Spodziewal sie, iz Guliwer dokladnie zbada caly list i znajdzie dodatkowy znaczek. Dedukuje, ze jego zielony kolor ma oznaczac kolor amerykanskich banknotow, a sam znaczek symbolizuje ukryte piecdziesiat tysiecy. Spike chcial w ten sposob powiedziec… Przerwal i zamyslil sie gleboko. W ciszy, ktora nastapila, rozlegl sie donosny okrzyk Boba:
– Mam! Znaczek jest kawalkiem papieru, zgadza sie? Banknoty to tez papier. Spike przykleil kawalek papieru na inny kawalek papieru. Chcial w ten sposob powiedziec Guliwerowi, ze pieniadze zostaly schowane pod jakims papierem.
Pani Miller powiedziala, ze kiedy Spike ukrywal sie w jej domu, wytapetowal caly dol! I wtedy wlasnie ukryl piecdziesiat tysiecy dolarow. Ulozyl banknot obok banknotu i nakleil na nie tapete!
– No, no! – odezwal sie Pete z podziwem. – Trafiles, Bob. To musi byc odpowiedz. Zgodzisz sie, Jupe?
Jupiter skinal glowa.
– Tak. Dedukcja godna podziwu. Przypomina mi to pewna historie, ktora kiedys czytalem. To opowiesc sensacyjna niejakiego Roberta Barra. Jeden z jej bohaterow, Lord Chizelrigg, ukrywa duze ilosci zlota, przetapiajac je na zlota folie, ktora podkleja tapete. Ta sama zasada. Tyle ze Spike Neely uzywal papierowych pieniedzy, ktore o wiele latwiej podkleic.
– Zaraz, chwileczke! – przerwal mu Bob. – Pani Miller mowila, ze Spike Neely konczyl jakas robote zaczeta przez jej meza. A moze tam ukryl pieniadze?
– Nie sadze – pokrecil glowa Jupiter. – Najlepszym miejscem byloby… aj! aj! aj!