Tajemnica Gadajacej Czaszki - Hitchcock Alfred (читаем полную версию книг бесплатно .txt) 📗
– O, rany! Ale pobojowisko – Pete wyrazil to, co mysleli wszyscy.
– Sadzi pan, ze zdazylismy, panie Grant?
– Chyba tak – odparl detektyw ponuro. – Jesli sie dobrze orientuje, to numery szescsetne i piecsetne zaczynaja sie kilka przecznic dalej, za tym zakretem w prawo. Jedzmy to sprawdzic.
Ominal kupy gruzu i skrecil w prawo. Znalezli sie posrod domow jeszcze nie zniszczonych. Staly ciche i puste, z ciemnymi oknami.
Zaledwie kilkaset metrow dalej toczylo sie normalne miejskie zycie, ale tu, na Maple Street wialo groza i pustka. Wszyscy mieszkancy juz sie wyprowadzili. Za kilka miesiecy bedzie tedy przebiegala betonowa autostrada z tysiacami samochodow. Teraz jednak cala ulica nalezala do nich i moze jeszcze do chudego kota, ktory przebiegl im droge.
– Mijamy numery dziewiecsetne – oglosil pan Grant z zadowoleniem. – Do szesciuset juz niedaleko. Uwazajcie teraz.
Jechali wolno posrod opuszczonych domow. Od czasu do czasu wiatr trzaskal otwartymi drzwiami, jakby chcial powiedziec, ze nie ma juz znaczenia, czy drzwi sa otwarte, czy zamkniete.
– Zaczynaja sie szescsetki – powiedzial pan Grant. – Widzicie cos?
– Jest tam! – krzyknal Pete, wskazujac na ladny bungalow.
– A tam jest drugi niemal identyczny – zauwazyl Jupiter, pokazujac dom po przeciwnej stronie ulicy. – Oba maja okragle okienka na strychu.
– Hmm, dwa domy? – zmarszczyl czolo pan Grant. – I nie wiecie, ktory jest tym wlasciwym?
– Pani Miller powiedziala tylko, ze to maly bungalow z brazowa dachowka i okraglym okienkiem na strychu.
– W tych okolicach duzo jest takich domow – mruknal pan Grant. Jedzmy dalej. Zobaczymy, co jest za nastepna przecznica.
Za nastepna przecznica zauwazyli jeszcze jeden bungalow z brazowa dachowka i okraglym okienkiem na strychu. Stal miedzy dwoma domami zdobionymi sztukateria. Pan Grant zatrzymal samochod.
– Trzy mozliwosci – powiedzial. – To troche utrudnia sprawe. Ale przynajmniej jestesmy tu pierwsi. Nie zauwazylem zadnego samochodu parkujacego w poblizu. Po Trzech Palcach i reszcie tez ani sladu. Zostawimy samochod w bocznej uliczce, zeby nie rzucal sie w oczy, i musimy obejrzec wszystkie trzy domy, az znajdziemy ten wlasciwy.
Rozdzial 15. Poszukiwanie sie rozpoczyna
Bylo juz niemal ciemno, kiedy zblizyli sie do pierwszego bungalowu z brazowa dachowka. Pan Grant rozejrzal sie dookola, ale na opustoszalej Maple Street nie bylo zywej duszy.
Popchnal drzwi. Nie ustapily.
– Zamkniete – stwierdzil. – Ale skoro i tak ma zostac zburzony, nie musimy sie przejmowac, w jaki sposob dostaniemy sie do srodka.
Cienszy koniec lomu, ktory przyniosl z samochodu, wsunal pomiedzy drzwi i futryne. Kiedy go nacisnal, rozlegl sie trzask pekajacego drewna i drzwi puscily.
Wszedl do srodka, a Trzej Detektywi deptali mu po pietach. Wewnatrz panowaly ciemnosci. Pan Grant poswiecil latarka po scianach. Znajdowali sie w zakurzonym pomieszczeniu, ktore kiedys bylo pokojem goscinnym. Po podlodze walaly sie jakies papiery.
– Mozemy rownie dobrze zaczac stad – stwierdzil. – Choc ja ukrylbym pieniadze na zapleczu lub w holu. Czy masz noz, Jupiterze?
Jupiter wyjal swoj wspanialy szwajcarski noz i otworzyl najwieksze ostrze. Przecial kwiecista tapete, a pan Grant wsunal w otwor szpachelke i oderwal pasek papieru. Pod spodem byl tylko gips.
– Tu nie ma nic – stwierdzil. – Musimy sprobowac w innych miejscach, a potem sprawdzic reszte scian i tak pokoj po pokoju.
Pod tapeta na pierwszej scianie byl jedynie gips. Sprawdzili pozostale sciany w kilku miejscach z podobnym rezultatem.
– No, dobrze, a teraz przejdziemy do jadalni – powiedzial pan Grant.
Przyswiecajac sobie latarka, przeszli dalej. Jupiter nacial tapete w pokoju jadalnym, a pan Grant odgial kawalek od sciany. Pete wydal okrzyk radosci.
– Cos zielonego pod spodem!
– Jupiterze, poswiec tutaj – zawolal pan Grant. – Moze je znalezlismy!
Jupiter skierowal smuge swiatla na odsloniete miejsce. Ukazal sie jakis zielonkawy wzor.
– To tylko kolejna warstwa tapety – stwierdzil pan Grant. – Sprawdzmy, co pod nia jest.
Pod spodem byl znow jedynie gips.
Z jadalni przeszli do pierwszej sypialni. I znow nic. Podobny rezultat w drugiej sypialni. W lazience i kuchni sciany byly malowane farba. Jupiter wspial sie po waskiej drabince na strych. Tu nie bylo tapety.
– No coz, pudlo za pierwszym razem – powiedzial pan Grant troche zdenerwowany i spocony. – Sprobujmy w nastepnym domu.
Wyszli na zewnatrz. Bylo juz calkiem ciemno. Jedynie latarnie na rogach ulicy wciaz sie palily. Wszystkie domy staly ciemne i troche jak nie z tego swiata. Pan Grant poprowadzil chlopcow do nastepnego bungalowu z brazowym dachem. Tym razem drzwi zastali otwarte.
Uklad pokoi byl taki, jak w poprzednim domu, ale tapeta wygladala na nowsza.
– Moze tym razem nam sie poszczesci – odezwal sie pan Grant z nadzieja w glosie. – Zrob naciecie, Jupiterze.
Jupiter przecial tapete, pan Grant ja odgial, ale pod spodem nie bylo niczego.
W coraz wiekszym napieciu przenosili sie z pomieszczenia do pomieszczenia, lecz i tym razem niczego nie znalezli.
– A wiec pozostaje nam juz tylko jeden dom – powiedzial pan Grant z lekka ochryplym glosem. – To musi byc ten wlasciwy!
Przeszli na druga strone ulicy do trzeciego bungalowu pasujacego do opisu pani Miller. Podczas gdy pan Grant przygotowywal sie do sforsowania zamknietych drzwi, Jupiter oswietlil latarka framuge. Metalowe cyferki przytwierdzone do bialej futryny odbily swiatlo.
– Nie rob tego! – skarcil go ostro pan Grant. – Musimy byc ostrozni i nie zwracac niczyjej uwagi.
– Wydaje mi sie tylko, ze cos zauwazylem. Mysle, ze to wlasnie byl dom pani Miller.
– Skad wiesz, Jupe? – wyszeptal Bob, Panujaca dookola pustka sklaniala do szeptu.
– No wlasnie, skad wiesz? – zapytal pan Grant.
– Ten dom ma numer 671. Kiedy go przeniesiono, numer zostal oczywiscie zmieniony. Wydaje mi sie, ze sa tu slady po starym numerze.
– Czyzby? Przyjrzyjmy sie im blizej. Tylko szybko.
Jupiter wcisnal guzik latarki. W waskiej smudze swiatla ukazaly sie cyfry. Tuz nad nowym numerem widac bylo slady po farbie, wyblakle, lecz jeszcze dosc wyrazne.
– Numer 532! – krzyknal Pete. – Znalezlismy go.
– Dobra robota, Jupiterze – pochwalil pan Grant. – Wejdzmy teraz do srodka i znajdzmy te pieniadze.
Drzwi odskoczyly z halasem i wszyscy czterej weszli pospiesznie do pokoju goscinnego. Bob az posapywal z emocji. Wreszcie trafili. Gdzies w tym domu, pod tapeta znajdowalo sie piecdziesiat tysiecy dolarow.
– Poswiec troche, Jupiterze – polecil pan Grant. Jupiter oswietlil po kolei wszystkie sciany. Pokrywala je tapeta o wypuklych wzorach.
– Bardzo mozliwe, ze to tutaj – odezwal sie Grant. – Pod taka gruba tapeta latwo cos ukryc. Bierzmy sie do roboty!
Jupiter szybko nacial papier, pan Grant go odgial i pod spodem ukazal sie goly tynk.
– Zaczniemy od rogu i bedziemy sie przesuwali dookola pokoju – komenderowal Grant. – Piecdziesiat kawalkow w duzych banknotach nie zajelo calej sciany. Pospieszmy sie.
Wlasnie doszli do konca pierwszej sciany, gdy rozlegl sie jakis halas. Wszyscy czterej zdretwieli.
– Co… – zaczal pan Grant, ale nie skonczyl zdania. Drzwi frontowe otworzyly sie z impetem i w srodku rozlegl sie tupot nog. Szeroka smuga swiatla zatrzymala sie na naszej grupce. Jednoczesnie nieprzyjemny glos rozkazal:
– OK, wy tam! Wszyscy raczki do gory!