Tajemnica Srebrnego Paj?ka - Hitchcock Alfred (читать книги полностью без сокращений бесплатно txt) 📗
Podeszli do naturalnej wielkosci portretu mezczyzny we wspanialym, czerwonym mundurze ze zlotymi guzikami. W rece dzierzyl miecz wparly w podloge koncem ostrza. Mial szlachetna twarz i orle spojrzenie. Druga reke trzymal wyciagnieta przed siebie, na otwartej dloni siedzial pajak. Chlopcy przyjrzeli mu sie z bliska. Byl istotnie ladny. Mial aksamitnoczarny odwlok ze zlotymi cetkami.
– Moj przodek – powiedzial z duma Djaro. – Ksiaze Paul Zdobywca oraz pajak, ktory uratowal mu zycie.
Chlopcy stali wpatrzeni w obraz. Za ich plecami przesuwali sie turysci, ktorymi wypelniala sie sala. Rozmawiali w roznych jezykach, takze po angielsku. Nosili aparaty fotograficzne lub przewodniki turystyczne, przewaznie jedno i drugie. W drzwiach stali dwaj krolewscy gwardzisci z pikami w rekach.
Tuz za chlopcami przystanela para Amerykanow, tegi mezczyzna z zona.
– Fuj! – wykrzyknela kobieta. – Popatrz na tego wstretnego pajaka!
– Cii! – uciszyl ja mezczyzna. – Nie mow tego glosno przy tubylcach. To jest ich maskotka. Poza tym pajaki sa o wiele sympatyczniejsze, niz sie uwaza. Po prostu przylgnela do nich zla opinia.
– Nic mnie to nie obchodzi – powiedziala kobieta. – Rozdepcze kazdego pajaka, na ktorego sie natkne.
Pete i Bob usmiechneli sie. Djaro zmruzyl oczy. Przeszli dalej i okrazywszy wolno sale, znalezli sie pod drugimi drzwiami. Przy nich stal rowniez gwardzista.
– Pragne wejsc, sierzancie – powiedzial Djaro.
Zolnierz zasalutowal z respektem.
– Tak jest, sire – powiedzial.
Odsunal sie, a Djaro wyjal klucz i otworzyl masywne, nabijane mosieznymi cwiekami drzwi. Weszli do niewielkiego przedsionka, na koncu ktorego znajdowaly sie nastepne zamkniete drzwi. Po otwarciu ich, ukazaly sie drzwi trzecie, a raczej brama z kutego zelaza. Kiedy i te zostaly wreszcie otwarte, znalezli sie w pomieszczeniu wielkosci okolo dwudziestu czterech metrow kwadratowych. Wygladalo jak skarbiec i istotnie nim bylo. W gablotach pod sciana lezaly insygnia krolewskie – berlo i korona, a takze kilka naszyjnikow i pierscieni.
– Bizuteria dla przyszlej ksieznej – powiedzial Djaro. – Niewiele mamy klejnotow, bo nie jestesmy bogaci. Za to, jak widzicie, strzezemy dobrze tego, co posiadamy. Ale nie to chcialem wam tu pokazac.
Podszedl do gabloty, jedynej stojacej na srodku pokoju. Zawierala pajaka na srebrnym lancuchu, umieszczonego na specjalnej podporce. Chlopcy stwierdzili ze zdziwieniem, ze pajak wyglada jak zywy.
– To srebro pokryte emalia – wyjasnil Djaro. – Spodziewaliscie sie, ze bedzie caly tylko ze srebra? Nie, to czarna emalia ze zlotymi cetkami. Oczy sa z malych rubinow. Ale to nie jest prawdziwy pajak Waranii. Oryginal jest o wiele wspanialszy.
Pajak wydawal sie chlopcom doskonale wykonana bizuteria, ale wierzyli ksieciu na slowo. Ogladali pajaka uwaznie ze wszystkich stron, by dobrze zapamietac jego wyglad na wypadek, gdyby udalo im sie odnalezc oryginal.
– Prawdziwy pajak zostal zabrany stad w zeszlym tygodniu i zastapiony ta imitacja – mowil Djaro z gorycza. – Podejrzewam tylko jedna osobe, jest nia ksiaze Stefan. Nie moge go jednak oskarzyc bez dowodow. Sytuacja polityczna jest bardzo delikatna. Wszyscy czlonkowie Rady Najwyzszej sa ludzmi Stefana. Dopoki nie zostane koronowany, posiadam niewielka wladze. Oni nie zycza sobie mojej koronacji. Kradziez ksiazecego pajaka jest pierwszym krokiem zmierzajacym do uniemozliwienia mi przejecia wladzy. Nie bede was nudzil dalszymi szczegolami. Poza tym sam musze wziac udzial w naradzie. Tak wiec wyprowadze was stad i bede musial was opuscic. Czeka na was samochod z szoferem. Mozecie zwiedzic miasto. Zobaczymy sie znowu wieczorem, po obiedzie, i wtedy porozmawiamy.
Opuscili skarbiec. Djaro pozamykal starannie wszystkie drzwi. Nastepnie uscisnal im rece i objasnil, gdzie znajda oczekujacy ich samochod.
– Kierowcy na imie Rudi. To oddany mi czlowiek. – Westchnal z zalem. – Chetnie pojechalbym z wami. Byc ksieciem to nudne zajecie, ale nie moge tego zmienic. Bawcie sie dobrze i do zobaczenia wieczorem.
Odszedl spiesznie w glab korytarza. Bob podrapal sie w glowe.
– Jak myslisz, Jupe? Czy uda nam sie znalezc tego pajaka?
– Nie wiem jak – westchnal Jupiter. – Chyba ze dopisze nam nadzwyczajne szczescie.