Skandalistka - Cornick Nicola (книги бесплатно без онлайн TXT) 📗
– Nie… – Kitty nie wygladala na przekonana. – Chodzi po prostu o to, ze on zawsze wydaje sie taki…
– Pelen dezaprobaty – dokonczyla Clara. – Obawiam sie, ze bardzo go rozczarowalysmy. Brandon tez… Brandona cos gryzie, ale najwyrazniej nie zamierza powiedziec o tym Martinowi.
– Wiem – powiedziala Juliana z westchnieniem. – Na pewno krzywdzicie pana Davencourta, myslac o nim w ten sposob. Wierze, ze potrafi oniesmielac, ale zalezy mu na was wszystkich, naprawde. – Rozesmiala sie. – Mam starszego brata, widzicie, stad wiem, co czujecie.
Oczy Kitty rozblysly.
– Boi sie go pani, lady Juliano?
. – Tylko troche, ale bardzo zalezy mi na jego opinii. – Zdala sobie sprawe, ze to prawda.
– Pani brat to Joss Tallant, prawda? – spytala Clara rozmarzonym glosem. – Taki z niego przystojny mezczyzna I ma przyjaciela, przy ktorym moze bym nie zasnela, gdyby tylko udalo mi sie go poznac!
Juliana upadla na duchu. Mysl o tym, ze Clara zakochalaby sie w ktoryms ze znajomych Jossa z kawalerskich czasow, moglaby stac sie koszmarem kazdego rodzica. Bogu jednemu wiadomo, co powiedzialby na to Martin, gdyby sie dowiedzial.
– Przyjaciel mego brata – powtorzyla ostroznie. – Ktorego z nich masz na mysli, Claro?.
Clara zarumienila sie.
– Ksiecia Fleet. Bardzo przystojny, prawda, lady Juliano?
– Bardzo… – Juliana zmarszczyla czolo. – Sebastian Fleet to nalogowy hazardzista, Claro, no i rozpustnik. Jest dla ciebie zupelnie nieodpowiedni. Twoj brat nigdy nie zgodzilby sie na to malzenstwo.
– Slyszalam, ze Fleet jest bardzo bogaty, a wiec przy nim moglabym prowadzic taki tryb zycia, do jakiego przywyklam. Przedstawi mi go pani, lady Juliano?
– Nie. Zrobilabym to, gdyby chodzilo o kogokolwiek innego. Coz, prawie o kogokolwiek innego – skorygowala, myslac o Jasperze Collingu. – Seb Fleet absolutnie nie wchodzi w rachube.
Clara wygladala na przybita, ale po chwili troche sie ozywila.
– W takim razie co pani powie na brata lady Tallant, Richarda Bainbridge'a? Jest wyjatkowo czarujacy.
– Richard to nieodpowiedzialny utracjusz. W dodatku nie ma pieniedzy. Claro, twoj gust, jesli chodzi o mezczyzn, jest niemal tak zly jak moj.
Clara zachichotala.
– To niezwykle, ze wszyscy ci dzentelmeni sa pani znajomymi.
– Nie ma w tym nic niezwyklego. Jestem ostatnia osoba, ktora powinna sie brac do szukania meza dla ciebie czy Kitty. Wszyscy znani mi dzentelmeni sa zupelnie nie do przyjecia.
– Jest jeszcze Martin – zauwazyla Kitty. – Zna go pani, a on jest do wziecia i szalenie ukladny.
– Twoj brat to wyjatek potwierdzajacy regule – powiedziala Juliana. – Jedyny godny szacunku dzentelmen, jakiego znam.
I nawet on, pomyslala w skrytosci ducha, nie jest taki ukladny, jak wszystkim sie wydaje. Z pewnoscia w sposobie, w jaki calowal, nie bylo nic ukladnego.
Kitty westchnela.
– Mam szczera nadzieje, ze Martin nie poslubi Sereny. Byloby o wiele zabawniej, gdyby ozenil sie z pania Najwyrazniej wybral nie te kuzynke, ktora powinien.
– Dziekuje ci, Kitty. Niestety, twoj brat i ja nie pasowalibysmy do siebie.
Clara obserwowala ja z wiele mowiacym wyrazem oczu. W tej chwili zadna miara nie wygladala na spiaca. Miana nagle pomyslala, ze dni kawalerskie Sebastiana Fleeta moga byc policzone. Jesli Clarze na czyms zalezy, pojdzie i wezmie to. Rozlegl sie dzwonek. Miana zamarla. Miala nadzieje, ze to nie Emma Wren albo, co byloby jeszcze gorsze, Jasper Colling. Oblal ja zimny pot na mysl o tym, co Jasper moglby powiedziec, gdyby zastal Kitty i Clare w jej salonie.
Dziewczeta patrzyly na nia z niepokojem.
– Sadzi pani…? – zaczela Kitty. Przygryzla warge. – Zastanawiam sie, czy Martin sie nie domyslil…
– O, nie! – jeknela Clara. Drzwi sie otworzyly.
– Pan Davencourt – zaanonsowal Segsbury bardzo dostojnie. – Mam przyslac dzbanek swiezej herbaty, prosze pani?
Juliana zauwazyla pelna skruchy, zalekniona mine Clary, bladosc Kitty i gleboka zmarszczke na czole Martina Davencourta.
– Tak, prosze, Segsbury – odparla uprzejmie. – Jestem pewna, ze filizanka dobrej herbaty zrobi dobrze kazdemu z nas.
Martin odczul niewyobrazalna ulge na widok Kitty i Clary siedzacych niewinnie na sofie w salonie Juliany Myfleet. Nie chodzilo o to, ze wierzyl, iz Juliana zdeprawuje jego siostry, a raczej o to, ze nie miescilo mu sie w glowie, jak mogly wpasc na tak naiwny pomysl i odwiedzic cieszaca sie fatalna slawa osobe. Podejrzewal, ze inspiratorka byla Clara. Mimo calego swego lenistwa Clara nie byla glupia i Martin wiedzial, ze kiedy czegos chciala, stawala sie uparta jak osiol, co pozwalalo jej pokonywac wiekszosc przeszkod. A chciala porozmawiac z lady Juliana Myfleet. Nie z nim. Zadne z nich nie chcialo z nim rozmawiac. Brandon uparcie milczal, a Clara i Kitty wolaly Juliane. To bylo niewytlumaczalne i irytujace.
Spojrzal na swoje siostry. Obie, skruszone i zaleknione, siedzialy, milczac, na swoich miejscach. Martin poczul, jak jego gniew wygasa. Nie chcial, zeby rodzenstwo sie go balo. Zdal sobie sprawe, ze Juliana wstala z miejsca i zbliza sie do niego z uprzejmym usmiechem przyklejonym do twarzy. Wyciagnela reke. Martin zacisnal zeby i sklonil sie. Z jej miny wywnioskowal, ze doskonale wie, co on czuje, i ze wie rowniez, iz on nie zrobi sceny w obecnosci siostr. Owional go zapach jej perfum. Lekki, slodki aromat lilii. Przywolal na mysl delikatna skore i rozpuszczone kasztanowe wlosy. Sprobowal sie skoncentrowac. Nie byla to dobra pora na uleganie niezaprzeczalnym fizycznym powabom lady Juliany Myfleet.
– Witam, panie Davencourt – odezwala sie Juliana. – Usiadzie pan z nami i napije sie herbaty?
Mial wlasnie odmowic, ale spostrzegl udreczona mine Clary i twarz mu sie wypogodzila.
– Z przyjemnoscia – odparl tonem sugerujacym cos wrecz przeciwnego. Zajal miejsce naprzeciwko sofy i siostry jeszcze bardziej sie skulily pod jego badawczym spojrzeniem.
– Martinie… – powiedziala Kitty, prawie szeptem – przyszlysmy tu…
– Kitty i Clara byly na tyle mile, by mnie odwiedzic – dokonczyla Juliana bez zajaknienia, nalewajac mu herbate. – Mleka, panie Davencourt? Cukru?
– Nie slodze. Dziekuje – odrzekl automatycznie. – Nie bylo potrzeby odwiedzania lady Juliany, dziewczeta. Ja juz zlozylem wizyte i przekazalem wyrazy wdziecznosci za zyczliwosc w swoim i waszym imieniu.
Spostrzegl cyniczny usmieszek na wargach Juliany i znow sie zirytowal.
Clara zarumienila sie. – Myslalam, ze lady Juliana moze… – zaczela, ale przerwala w pol zdania, bo Kitty kopnela ja w kostke.
– Moze co? – spytal Martin.
– Moze wziela torebke, ktora Kitty zgubila na raucie u lady Badbury – dokonczyla Juliana. – Niestety, nie wzielam.
Martin spojrzal na nia. Wiedzial, ze klamie. Zdawal sobie sprawe, ze ona wie, iz on wie. W uniesieniu jej podbrodka krylo sie wyrazne wyzwanie, zupelnie jakby prowokowala go do zakwestionowania jej slow.
– Jak rozumiem, Kitty i Clara nie maja teraz przyzwoitki, panie Davencourt – ciagnela Juliana. – Czy w przyszlosci bedzie im pan towarzyszyl osobiscie? Meska przyzwoitka, no, no.
Moze tym sposobem wylansuje pan nowa mode.
Clara zachichotala z cicha.
Rozmowa sie nie kleila. Ani dziewczeta, ani Juliana nie byly sklonne do zabierania glosu, a Martin byl pewny, ze Juliana celowo milczy, chcac wprawic go w zaklopotanie. Zastanawial sie, o czym, u licha, mogly rozmawiac, gdy przyszedl. Tylko przez chwile, kiedy drzwi sie otworzyly, Clara wygladala na podekscytowana, a Kitty byla bardziej ozywiona niz kiedykolwiek. Wtedy pojawil sie on i wszystko popsul. Dopil swoja herbate.
– Coz… chodz, Kitty, chodz, Claro – powiedzial nieprzekonujaco.
W powozie podczas krotkiej drogi powrotnej na Laverstock Gardens Martin postanowil uswiadomic siostrom, jak nierozwazne jest skladanie wizyt wdowom cieszacym sie zla slawa. Rozmowa nie potoczyla sie tak, jakby sobie tego zyczyl.
– Dlaczego uznalyscie, ze musicie odwiedzic lady Juliane? – spytal lagodnie.
Kity zacisnela wargi, a Clara uciekla spojrzeniem w bok.
– Chcialysmy jej podziekowac za zyczliwosc wobec Kitty, Martinie. No i spytac o torebke, oczywiscie.
Martin nie skomentowal tego klamstwa.
– Przeciez powiedzialem wam, ze podziekuje jej w imieniu calej rodziny. Nie bylo potrzeby, zebyscie robily to samo. Na prawde, to bylo calkiem niestosowne.
Clara lekko wzruszyla kraglymi ramionami. Martin sprobowal ponownie.
– Wolalbym, zebyscie nie odwiedzaly wiecej lady Juliany. To dotyczy was obu.
Zapadla cisza. Kitty ze zniecheceniem skinela glowa, ale Martin widzial, ze Clara jest poirytowana i zaraz wybuchnie niczym wulkan. Postanowil przyspieszyc ten moment.
– Zgoda, Claro? Clara podskoczyla.
– Dlaczego, Martinie? Dlaczego nie mozemy odwiedzac lady Juliany?
– Lady Juliana nie nalezy do dam, z ktorymi powinniscie utrzymywac znajomosci – powiedzial surowo.
– Dlaczego nie?
Przypomnialy mu sie czasy, kiedy byl mlodziencem, a malutkie siostry chodzily za nim krok w krok i bez przerwy zadawaly mu rozmaite pytania. Byly to na ogol pytania, na ktore trudno znalezc odpowiedz. Niektore rzeczy sie nie zmieniaja. Westchnal.
– Bo nie cieszy sie dobra reputacja.
– Dlaczego nie?
Martin przeszyl ja gniewnym wzrokiem.
– Claro, jestem pewien, ze osiagnelas wiek, w ktorym potrafisz odroznic dobra reputacje od zlej. Lady Juliana ma zla reputacje. Jest hazardzistka i…
– I?
– I wywiera zly wplyw – zakonczyl Martin.
– Czy naprawde myslisz, ze mnie i Kitty mozna latwo do czegos naklonic, Martinie?
– Mam nadzieje, ze nie. Ale to nie przyniesie wam niczego dobrego.
– Zwlaszcza gdybysmy podczas odwiedzin u lady Juliany mialy spotkac jakichs nieodpowiednich dzentelmenow – powiedziala Clara, wzdrygnawszy sie teatralnie. – Araminta mowi, ze lady Juliana zna wielu nieodpowiednich dzentelmenow.
Martin czul, ze sytuacja wymyka mu sie spod kontroli.