Diabelska wygrana - Kat Martin (книги онлайн бесплатно .txt) 📗
Rozdzia1 9
Zatrzymala sie w nogach lozka, zeby nalozyc gruby szlafrok. O tej porze sale na dole ziebily przeciagi, zas we wszystkich kominkach ogien juz dawno wygasl.
Wsunela stopy w miekkie kapcie, siegnela po stojaca obok lozka lampe oliwna i ruszyla na dol. Tak jak oczekiwala, spod drzwi gabinetu saczyla sie smuga zoltego swiatla. Nacisnela ciezka zelazna klamke i bez pukania weszla do srodka.
Damien lezal z rozrzuconymi szeroko nogami na obitej brazowa skora sofie przed plonacym le¬niwie ogniem. Czarne wlosy nadal mial potargane wiatrem, rozpieta do pasa biala koszula odslaniala muskularna piers. Aleksa oblizala nagle wyschnie¬te wargi. Przypomniala sobie noc, kiedy wygladal tak samo. Obronil ja wtedy przed intruzem, pija¬nym handlarzem, ktory zakradl sie do jej pokoju. Wspomniala te gladkie, twarde miesnie, zapragne¬la znowu poczuc je pod swoimi dlonmi.
Podeszla blizej, a wtedy Damien, slyszac odglos jej krokow po grubym wschodnim dywanie, odwrocil sie i usiadl.
– Powinnas juz spac.
– Musimy porozmawiac. – Postawila lampe tuz przed nim na malym stoliku.
– Nie mamy o czym rozmawiac. Wracaj do swo¬jego pokoju.
– Nie tym razem, Damien. Nie wyjde stad. Przez chwile milczal, tylko patrzyl na nia takim wzrokiem, jakby nie mogl uwierzyc w jej zuchwa¬losc.
– Niech cie diabli! – Rzucil jej gniewne spojrzenie, wstal, podszedl do kominka i zaczal przechadzac sie nerwowo tam i z powrotem. Wreszcie zatrzymal sie i odwrocil. – Juz po polnocy. Czego chcesz?
– Powiedz mi, co jest nie tak, o co chodzi.
– Sama wiesz.
– Powiedz – nalegala. – Chce to uslyszec z twoich ust.
– Chodzi o to, ze cie pozadam, to chcialas usly¬szec?
– Jesli taka jest prawda.
– Prawda? Prawda jest taka, ze prawie nie moge oderwac od ciebie rak. – Przebiegl po niej wzro¬kiem, zatrzymujac sie dluzej na piersiach. – Z tru¬dem powstrzymuje sie, by nie zedrzec z ciebie ubra¬nia, nie polozyc cie na podlodze i nie wejsc w ciebie.
– Dlaczego tego nie zrobisz?
Zamurowalo go. Pokrecil glowa; az kilka ciem¬nych kosmykow opadlo mu na czolo.
– Oboje wiemy dlaczego. Ze wzgledu na Petera. Gdybym to zrobil, nigdy bym sobie tego nie wybaczyl.
– Myslalam, ze nie masz sumienia.
– Byc moze w nieznacznym stopniu, lecz ostatnio odkrylem, ze jednak je posiadam.
Usmiechnela sie delikatnie.
– Ciesze sie. Lecz twoje sumienie popycha cie w niewlasciwym kierunku.
– Twierdzisz, ze to w porzadku pragnac czegos, za co umarl Peter? Wybacz, moja droga, ale nie je¬stem co do tego przekonany.
– Z poczatku nie pragnales mnie, nie wiedziales nawet, kim jestem. Szukales mnie, aby wymierzyc mi kare za to, co, jak sadziles, zrobilam twojemu bratu. Myslales o nim, nie o sobie.
– Wtedy bylo wtedy. A teraz jest teraz.
– No wlasnie. Zrobiles to wszystko dla Petera.
Bo go kochales. On niewiele mi o tobie opowiadal, lecz kiedy juz o tobie mowil, latwo bylo zauwazyc, jak wielka darzyl cie miloscia. Tak salpo jak ty jego.
Damien milczal. Na jego ponurym obliczu ma¬lowaly sie silne emocje.
– Mnie takze kochal. Tak napisal w liscie. Czy naprawde myslisz, ze nie zyczylby sobie, zebysmy byli szczesliwi? Jesli nas kochal, a kochal na pewno, to za nic w swiecie nie chcialby zadawac nam bolu.
Gdy to mowila, oczy niebieskie jak najczystsze niebo spogladaly na nia badawczo.
– Naprawde w to wierzysz?
– Calym sercem.
Nie spuszczal z niej wzroku przez kolejna dluga chwile. Zmarszczyl swoje sniade czolo, zastana¬wiajac sie nad czyms intensywnie.
– To bylo dla mnie niezwykle trudne – powiedzial wreszcie. – Trudniejsze, niz bylem w stanie sobie wyobrazic.
Na Alekse splynela w tym momencie fala wspolczucia.
– Damien, twoj brat cie kochal. Z pelna wzajem¬noscia. Jego juz nie ma, ale ty jestes. Oboje jeste¬smy. Powinnismy dac mu cos, co go uszczesliwi, co sprawi, ze jego niepotrzebna smierc nie pojdzie tak zupelnie na marne.
Wahal sie tylko przez chwile, po czym podszedl do.Aleksy sprezystym krokiem, wyciagnal rece i przygarnal ja do siebie. Mocno przywarl ustami do jej warg, biorac to, co chciala mu dac – pocie¬che, w chwili gdy jego dusza zawladnela niepew¬nosc. Poczula jego wilgotny, goracy jezyk, rozcho¬dzace sie po calym ciele przyjemne cieplo, rozchy¬lila wiec usta, wpuszczajac go do srodka. Od razu ogarnely ja plomienie namietnosci.
– Damien – wyszeptala spod jego goracych warg, gdy przesuwal po jej ciele dlonmi, ktore wsu¬nal pod cieply szlafrok, i gladzil posladki, chwytal je, ugniatal, podsycajac juz i tak ogromny ogien. Uniosl ja, az musiala stanac na palcach, przytulil mocno do siebie, by poczula jego twarda meskosc, jego niepohamowane pozadanie.
Fallus Damiena byl goracy, pulsujacy, wiekszy, niz wczesniej sobie wyobrazala. N a Boga, czy on naprawde chcial ja rozebrac do naga i wziac tu, na podlodze?
Przerazila sie na te mysl, lecz nie powstrzymala Damiena. Delikatna wiez miedzy nimi mogla ze¬rwac sie w kazdej chwili.
Teraz zaczal calowac jej szyje, sciagajac gruby szlafrok, w ktory byla owinieta, rozpinajac guziki nocnej koszuli. Przesunal usta na ramie Aleksy, pozostawiajac wilgotne slady po pocalunkach i jeszcze bardziej podsycajac szalejacy w niej ogien.
Zsunal koszule z jej ramion, odslaniajac piersi, obnazajac ja do pasa. Pochylil glowe i chwycil usta¬mi sutek. Jeknela, czujac, jak rozpalona krew co¬raz szybciej pulsuje w jej zylach, jak ramiona i no¬gi nagle staja sie jak z waty. Ssal ja delikatnie, a ona wsunela dlon w jego jedwabiste, czarne jak smola wlosy.
Kiedy chwycil ja lekko zebami, jezyki ognia jesz¬cze bardziej rozpalily jej cialo. Dobry Boze, jesz¬cze nigdy nie czula czegos podobnego! Trzymala go kurczowo za szyje, majac wrazenie, ze nogi lada chwila odmowia jej posluszenstwa.
Damien cofnal sie, by na nia spojrzec, a ona za¬drzala, widzac, jak glodnym wzrokiem pozera jej polnagie cialo. Skora Aleksy jasniala zlociscie w migotliwym swietle kominka, wlosy kladly sie bezladnie na ramionach. Wygladala jak rozpustni¬ca i grzesznica, ale gdy przez moment odczula lek i uniosla reke, aby sie nieco oslonic, Damien chwy¬cil ja za nadgarstek.
– Nie – powiedzial cicho. – W myslach widzialem cie taka tysiac razy. Marzylem o tym. Raz po raz wyobrazalem sobie tamta noc w zajezdzie… Lecz ty jestes piekniejsza niz obraz z mojej wyobrazni.
Puscil ja, a ona pozwolila, by reka opadla wzdluz ciala. Poruszyla sie, wciaz troche zawstydzona, wreszcie spojrzala mu w oczy, glebokie, matowo niebieskie, jeszcze bardziej dzikie i wladcze niz kie¬dykolwiek wczesniej. Kepka kreconych czarnych wlosow na jego piersi polyskiwala w blasku ognia. Wyciagnela reke, dotknela ich, czujac pod palcami ich sprezystosc, i uslyszala jego cichy jek.
– Alekso… – Znowu ja calowal, sciagajac gruby szlafrok z bioder, az opadl, tworzac miekki wzgo¬rek wokol jej stop. Teraz jego dlonie byly wsze¬dzie, gladzac, dotykajac, pieszczac, a jego usta… dobry Boze, sprawialy wrazenie aksamitnego plo¬mienia. Piersi wydawaly sie coraz ciezsze, sutki obolale, miejsce miedzy nogami pulsowalo ogniem. Jakby wyczuwajac ten zar, skierowal dlon w tamta strone, przesunal po rudobrunatnych wlo¬skach, by wsunac palec do srodka.
Zadrzala na calym ciele, trzymajac sie kurczowo Damiena, czujac jeszcze dotkliwszy bol w na¬brzmialych sutkach.
– Jestes taka waska – wyszeptal, z latwoscia wsu¬wajac do srodka drugi palec, gdyz byla juz bardzo wilgotna. Poruszal nimi z delikatna precyzja, a ona podswiadomie wygiela sie, wychodzac naprzeciw jego dloni. – Pragniesz mnie, prawda? – spytal. – Jestes gotowa, by poczuc mnie w sobie?
Wyschlo jej w gardle tak bardzo, ze z trudem wydobyla glos.
– Tak… pragne cie. – Pomyslala, ze to musi byc pozadanie, chociaz nigdy dotad nie czula sie tak owladnieta nieodparta checia, nigdy az do tego stopnia nie stracila samokontroli. Wyciagnela mu koszule ze spodni, przesunela dlonmi po gladkiej sniadej skorze i uslyszala, jak Damien gwaltownie nabiera powietrza.
– Musimy przerwac, bo w przeciwnym razie we¬zme cie tu i teraz.
– Przerwac? Boze, chyba nie chcesz zaprzestac… Zasmial sie gardlowo, cieplo, zupelnie inaczej niz kiedykolwiek dotad.
– Ale najpierw zabiore cie na gore. – Siegnal po gruby szlafrok, ktorym owinal Alekse i wzial ja na rece. – Zmierzamy do., wiadomego celu. Od chwili, gdy weszlas do tego pokoju, nie bylo juz odwrotu, moze zreszta nigdy go nie bylo.
Przeszedl przez drzwi. Aleksa trzymala go moc¬no za szyje, gdy wspinal sie po szerokich, kamien¬nych schodach.
– Jestes moja, Alekso. Kiedy cie posiade, juz ni¬gdy nie bedziesz nalezala do innego mezczyzny.
Az drgnela na dzwiek emocji, jaKimi przesycony byl jego glos. Pod ta przykrywka Damien Falon byl bezwzglednym, niebezpiecznym czlowiekiem. Ja¬kie zycie czeka ja u boku takiego mezczyzny? Bala sie przyszlosci, lecz wciaz czula do niego nieodpar¬te pozadanie.
Gdy znalezli sie przed drzwiami pokoju Aleksy, Damien nie zatrzymal sie, lecz minal je i poszedl da¬lej, w kierunku swojej sypialni. Ta naj trudniejsza de¬cyzja juz zapadla. Zona przekonala go, przyszla do niego z wlasnej woli, a teraz mu sie odda. Byc mo¬ze predzej czy pozniej doszedlby do takich samych wnioskow samodzielnie. Przeszlosc byla juz po¬za nim. Nie mogl nic zrobic, by ja zmienic. Aleksa miala racje. Wiedzial o tym juz w momencie, gdy o tym mowila.
Otworzyl drzwi sypialni i wszedl do srodka. Po¬siadzie ja tutaj, w swoim lozku. Chcial obudzic sie rano u jej boku.
Postawil ja na podlodze, czujac, jak jej szczupla postac ociera sie o jego cialo. Dotyk jej kobiecych kraglosci wywolal gwaltowna erekcje. Sluzacy podlozyl do ognia, wiec w pokoju bylo cieplo, lecz Damien poczul zimny dreszcz. Dreszcz oczekiwa¬nia tak dlugo tlumionego pozadania.
– Pragne cie, Alekso. – Nigdy w zyciu nie wypo¬wiedzial takich slow bardziej szczerze. Przylozyl jej dlon do rozporka swoich spodni. – Czujesz jak mocno?