Szkarlatny Kwiat - Orczy Baroness (полные книги TXT) 📗
Lord Antony nie mial takiego daru wymowy jak jego przyjaciel, wydal wiec tylko pare okrzykow podziwu dla swego wodza.
– Kazal wam powiedziec -ciagnal dalej z wiekszym spokojem – abyscie, ty i Hastings, spotkali sie z nim w Calais drugiego dnia przyszlego miesiaca. Ktorego dnia to bedzie? Zdaje mi sie, ze w srode.
– Tak, w srode.
– Tym razem przychodzi kolej na hrabiego de Tournay. To niebezpieczne zadanie. Wiesz zapewne, ze nieszczesliwy hrabia, uwazany za podejrzanego przez trybunal bezpieczenstwa publicznego, zdolal uciec z palacu przy pomocy genialnego "Szkarlatnego Kwiatu", ktory po mistrzowsku przeprowadzil ten plan, ale obecnie hrabia jest skazany na smierc. Wyprowadzic go z Francji bedzie ciezka robota. Armand pojechal teraz, aby sie z nim spotkac. Dotad nikt nie podejrzewa St. Justa, ale potem? Jak wyjsc z tej sytuacji obronna reka? Zareczam ci, to bardzo niebezpieczna igraszka i ciezka proba dla geniusza naszego wodza. Mam zawsze jeszcze nadzieje, ze i ja dostane rozkaz towarzyszenia wam.
– Czy masz dla mnie szczegolne polecenia?
– Tak, duzo scislejsze niz zwykle. Podobno rzad republikanski poslal do Anglii zaufanego agenta, czlowieka zwanego Chauvelin, ktory ma byc zacieklym wrogiem naszej ligi i ktory poprzysiagl sobie, ze zdemaskuje naszego wodza i przylapie go w chwili, gdy stanie na ziemi francuskiej. Ten Chauvelin sprowadzil ze soba cala zgraje szpiegow, a nasz wodz postanowil, abysmy w sprawach ligi spotykali sie jak najrzadziej, pod zadnym warunkiem nie rozmawiali ze soba w publicznych miejscach, przynajmniej przez pewien czas. Gdy bedzie chcial sie z nami skomunikowac, znajdzie juz na to sposob.
Mlodziency pochylili sie nad ogniskiem, gdyz plomien juz zgasl i tylko czerwony zar rozpalonych wegli rzucal slabe swiatlo w bliskosci. Reszta pokoju zatopiona byla w mroku. Sir Andrew wyjal z kieszeni notes, rozwinal arkusz papieru i obaj zaczeli czytac przy slabym swietle gasnacych wegli. Tak byli zatopieni w tej czynnosci, tak mysla ich zawladnela calkowicie droga ich sercom sprawa, tak cenny byl dokument, napisany wlasna reka ubostwianego wodza, ze nie slyszeli i nie widzieli nic dookola siebie; ani szelestu wysuwajacych sie wegli pod rusztem, ani monotonnego tykania zegara, ani nawet cichego szmeru, ktory sie rozlegl za nimi. Jakas postac wysunela sie spod jednej z lawek i jak waz zblizyla sie do mlodziencow, czolgajac w ciemnosciach.
– Masz przeczytac to polecenie, zapamietac dobrze i zniszczyc.
Juz mial wlozyc na powrot notes do kieszeni, gdy maly papierek wysunal sie i upadl na ziemie.
Lord Antony schylil sie i podniosl go.
– Co to jest? – zapytal.
– Nie wiem – odrzekl sir Andrew.
– Wypadl wlasnie z twojej kieszeni i widocznie nie ma nic wspolnego z tamtymi papierami.
– Ciekawe! Jak sie tam dostal?… Pochodzi od wodza -dodal, spojrzawszy na pismo.
Obydwaj nachylili sie znowu, aby przeczytac co zawieralo to nowe polecenie, skreslone napredce, gdy wtem lekki szmer, dochodzacy z korytarza, zwrocil ich uwage.
– Co to jest? – zawolali rownoczesnie. Lord Antony przeszedl przez pokoj i nagle otworzyl drzwi. W tej samej chwili otrzymal pomiedzy oczy uderzenie piescia tak silne, ze odrzucilo go z powrotem na sale.
Rownoczesnie czolgajaca sie postac powstala z ziemi i rzucila sie na sir Andrewa, ktory oszolomiony tak niespodziewana napascia, upadl na podloge.
To wszystko nie trwalo dluzej niz trzy sekundy i nim sir Andrew lub lord Tony zdolali krzyknac, juz czterech ludzi zakneblowalo im usta, skrepowalo nogi i rece i zwiazalo plecami do siebie.
Tymczasem jeden z napastnikow ostroznie zamknal drzwi. Mial na sobie maske i czekal spokojnie, az jego towarzysze ukoncza swa czynnosc.
– Juz wszystko w porzadku, obywatele – rzekl jeden z ludzi, obejrzawszy dokladnie wiezy, krepujace mlodziencow.
– Dobrze – odrzekl czlowiek przy drzwiach – teraz przeszukajcie wszystkie kieszenie i oddajcie mi znalezione papiery.
Rozkaz wykonano w oka mgnieniu. Zamaskowany czlowiek, wziawszy w posiadanie dokumenty, posluchal przez chwile, czy cisza nie zostala zaklocona, a przekonawszy sie, ze jego nikczemny zamach nie zwrocil niczyjej uwagi, otworzyl drzwi i wskazal korytarz rozkazujacym ruchem.
Czterech ludzi podnioslo z ziemi lorda Antony'ego i sir Andrewa i spiesznie, rownie cicho, jak przyszli, wyniesli ich w gleboka noc ku drodze do Londynu.
W kawiarni, zamaskowany wodz tego smialego napadu, przejrzal pobieznie skradzione papiery.
– Jak na pierwszy dzien, udalo sie niezle – szepnal, zdejmujac maske, a blade, lisie jego oczy blysnely w czerwonym blasku ognia. – Niezle, wcale niezle…
Rozwinal kilka arkuszy, wyciagnietych z notesu sir Andrewa, spostrzegl skrawek papieru, ktory mlodzi ludzie zdolali ledwo przeczytac, ale szczegolniej jeden list, podpisany "Armand St. Just", ucieszyl go szczegolnie.
– Armand St. Just – zdrajca! -zasyczal – a teraz, piekna Malgorzato Blakeney – dodal przez zacisniete zeby – pomozesz mi na pewno w zdemaskowaniu "Szkarlatnego Kwiatu".
Rozdzial X. W operowej lozy
Pamietnego roku 1792 w teatrze londynskim odbywalo sie pierwsze jesienne galowe przedstawienie.
Teatr byl przepelniony. Tlum zalal nie tylko loze i parter, ale galerie przeznaczone dla ludu. "Orfeusz" Glucka zainteresowal przewaznie towarzystwo muzykalne, a eleganckie panie i modnisie zadowolic sie musialy osobami, ktorych ostatnia nowosc importowana co dopiero z Niemiec zbytnio nie interesowala. Liczni wielbiciele Seliny Storace wywolywali ja kilkakrotnie po odspiewaniu wielkiej arii, a Beniamin Incledon, faworyt pan, otrzymal z lozy krolewskiej skinienie, pelne uznania. Wlasnie kurtyna zapadla po wspanialym finale drugiego aktu. Widzowie sluchali w takim skupieniu przepysznego glosu wielkiego mistrza, ze odetchneli z ulga, mogac przez chwile wesolo i swobodnie porozmawiac. W eleganckich lozach tlum podziwial znane osobistosci. Byl tam Pitt, obarczony troska o panstwo, ktory przyszedl szukac odpoczynku w muzykalnej wieczornej rozrywce, i ksiaze Walii, zawsze wesol, ale troche rubaszny, odwiedzajacy w lozach najblizszych przyjaciol.
W lozy lorda Grenville'a pociagala wzrok ciekawa osoba. Drobna mala figurka o chytrej sarkastycznej twarzy i gleboko osadzonych lisich oczach, sluchala z zajeciem muzyki, dowcipnie krytykujac towarzystwo. Pan ten ubrany byl czarno i mial ciemne wlosy. Lord Grenville, sekretarz spraw zagranicznych, obchodzil sie z nim z wyszukana grzecznoscia, choc bardzo chlodno.
Tu i owdzie, wsrod typowo angielskich pieknosci, zauwazyc mozna bylo kilka obcych twarzy. Byla to wyniosla szlachta francuska, przesladowana przez rzad rewolucyjny ich ojczyzny, ktora schronila sie na ziemie angielska. Nieszczescia i zawody wyryly glebokie pietna na ich twarzach. Szczegolnie kobiety malo zwazaly na muzyke i swietne towarzystwo, a mysli ich blakaly sie daleko, szukajac meza, brata, ktorzy byli w niebezpieczenstwie lub ulegli juz okropnemu losowi.
Ogolna uwage zwracala dopiero co przybyla z Francji hrabina de Tournay de Basserive. Ubrana w czarna, jedwabna suknie, ozdobiona bialym koronkowym szalem, aby nie dac pozoru zaloby, siedziala kolo lady Portarles, ktora usilowala zartami i wesola rozmowa wywolac usmiech na jej ustach. Za nimi siedziala Zuzanna w towarzystwie wicehrabiego, oboje oniesmieleni obecnoscia tylu nieznajomych ludzi. Oczy Zuzanny byly zamyslone. Gdy weszla do zapelnionego teatru, przebiegla wzrokiem wszystkie twarze, wszystkie loze i widocznie nie znalazlszy jedynej osoby, ktora pragnela zobaczyc, usiadla cichutko za matka i sluchala apatycznie muzyki, nie zwracajac uwagi na towarzystwo.
– Ach, lordzie Grenville! -zawolala lady Portarles, gdy po dyskretnym zapukaniu, klasyczna glowa sekretarza stanu okazala sie w drzwiach lozy – nie mogles zjawic sie bardziej w pore. Oto hrabina de Tournay, ktora ginie z ciekawosci, aby uslyszec ostatnie wiadomosci z Francji.